Aktualności
Etap XVII
- Szczegóły
Etap XVII
Pello przywitało nas ośmiostopniowym mrozem. Pakujemy się i ruszamy w drogę. Przy okazji odkryliśmy, że w naszym hotelu ktoś w nocy był… Uchylone drzwi w korytarzu, które sam tak zostawiłem zostały zamknięte… Ale teraz znowu nikogo nie ma. Po spakowaniu bagażu do samochodu postanawiamy jeszcze przejść się po pustych korytarzach hotelu. Okazuje się, że jest to istny labirynt, a poza pokojamiu są salki konferencyjne, jakieś siłownie itp… w niektórych swieci się światło, jakby tuż przed nami ktoś tam był… ale nie ma kompletnie nikogo. Jest jeszcze wejście do piwnicy. Zaglądamy i tam, bo jest to sala do ćwiczeń. Coś łączącego siłownie z salą gimnastyczną. Dziwne… Sala jest duża i światło włączone nie oświetla jej całej, a w oddali słychać jakieś buczące urządzenie. Jakiś nawiew, lub coś zgoła innego… wolimy nie sprawdzać. Nie ma tu kompletnie nikogo, ale… na podłodze są całkiem świeże ślady butów… Idoąc korytarzami do wyjścia głównego automatyczne światło wskazuje nam drogę. Wychodzimy, a klucz do pokoju zostawiamy w miejscu gdzie go odebraliśmy. Ruszamy. Na naszym termometrze jest wskazanie najniższej temperatury w nocy. Było -24,4…
Kilka kilometrów i jesteśmy w Szwecji. Piękna dorga przez las prowadzi nas do Koła Polarnego. Odśnieżona znacznie lepiej niż tydzień temu, kiedy jechaliśmy przez ten region w śniezycy. Podczas przejazdu tym odcinkiem dorgi możemy, niestety, zauważyć kilka martwych reniferów. Niestety nie przeżyły spotkania z samochodami. Leżą przy drodze… Niestety podróżując po Laponii możemy się spodziewać, że kiedyś taki widok będzie nam dane zobaczyć.
Mijają kolejne kilometry. Zatrzymujemy się na obiad w naszej ulubionej restauracji. Tak, tak, nawet tu, gdzieś na północy Szwecji można znaleźć takie miejsce, które chętnie się odwiedzi jeszcze raz. Gdzieś przy drodze, niepozorna restauracja, ale wewnątrz bardzo stylowa. Przynajmniej nam się tak wydaje…
Teraz już prosto do wybrzeża naszego morza. Główna dorga prowadzi nas do naszego hotelu. Tego dnia mamy do przejechania ponad 600 km, a i tak będziemy ponad 500 km na północ od Sztokholmu. Mojamy lolejne miasta: Lulea, Pitea, Umea. Aż wreszcie dojeżdżamy na nasz nocleg. Po drodze mamy jeszcze okazję spotkać renifery, które ucztowały zaledwie metr od pobocza drogi, którą jechaliśmy w kolumnie samochodów. Na szczęście zajęte były jedzeniem, choć naprawdę nie wiem co tam takiego do jedzenia było, poza brudnym śniegiem…
Po drodze notujemy jeszcze najniższą temperaturę na tym etapie – 16,5 stopnia.
Dojeżdżamy do naszego hotelu tuż po godzinie 20, jest mróz -15,5.
Zdjęcia - Trails to Nordkapp 2023
Uwaga - błędy, literówki itp. pojawiające się w relacji wynikają z tego, że relacja pisana jest na żywo, szybko i bez realnej możliwości korekty i poprawienia błędów. :)
Etap XIV, XV, Alta, XVI
- Szczegóły
Etap XIV
Dzisiaj wyjeżdżamy z wyspy. Tym razem przyroda i zima była łaskawa. Pozwoliła nam dostać się na Nordkapp bez większych problemów. Jednak to nie oznacza, że cała podróż była łatwa. To setki, a w tym przypadku nawet tysiące kilometrów do pokonania. A na końcu jest właśnie koniec i jednocześnie początek, bo na Nordkapp się jedzie, zdobywa go, a potem można już tylko wracać. My jeszcze tego dnia jedziemy na Nordkapp. Po raz ostatni w tej podróży. Jedziemy na chwilę, na godzinę, żeby zrobić zdjęcia wtedy kiedy jest w miarę jasno, bo przecież noc polarna to nie jest całkowita ciemność przez 24 godziny na dobę…
Etap XV
Teraz już można tylko wracać. Do Domu. Jednak długa będzie to podróż, bo mamy w planach jeszcze odwiedzenie kilku miejsc. Ruszamy. Najpierw pierwsza część, czyli 13 km drogi do słynnego szlabanu. Potem następny odcinek - do Honningsvag. Wieje i zawiewa drogę. Później z Honningsvag drogą z tunelami do tego najważniejszego tunelu na trasie – Nordkapptunnelen. No i jesteśmy na stałym lądzie. Następna część tego etapu to droga wijąca się nad fiordem Porsanger do Olderfjord. Po drodze mijamy Pierwsze Drzewo w Europie (ja go tak nazwałem jeżdżąc z grupami turystów już w 1997 roku). Nie widać drzewa, bo jest już ciemno, ale gdzieś tam jest, po naszej lewej stronie. Kolejne zakręty doprowadzają nas do placu budowy, gdzie powstaje nowy tunel o długości 3,6 km, który zastąpi stary 3 kilometrowy „Brudny tunel” jak my go nazywamy. Brudny ponieważ woda kapiąc aw tunelu wypłukuje materiał skalny, który spadając na samochód po prostu go brudzi, tak jakby jechało się po błotnistej drodze. Wreszcie pojawiają się latarnie i Olderfjord. Wieś na skrzyżowaniu dróg. My skręcamy do Skaidi. Po dojeździe do wioski zatrzymujemy się na obiad. Teraz już tylko niespełna 90 km do Alty.
Alta
W Alcie jesteśmy umówieni na spotkanie z Księdzem Wojciechem. Za każdym razem, kiedy warunki pogodowe pozwolą odwiedzamy Księdza Wojciecha w Alcie. Byliśmy świadkami budowy kościoła, który kilka lat temu powstał przy głównej ulicy w mieście. Dla nas te spotkania są zawsze wielkim wydarzeniem. Tym razem również tak było.
Po spotkaniu wsiadając do samochodu mamy okazję zobaczyć po raz kolejny na naszej trasie zorzę polarną. Świeci nad Altą przebijając się przez światła miasta. Widać ją słabo, ale jest. Jedziemy do naszego hotelu. Na chwilę przed spotkaniem z księdzem podjechaliśmy tam się zameldować, ale okazało się, że pandemia zrobiła swoje. Hotel działa automatycznie, mamy kody, piny i klucze do pokoje w drzwiach… wszystko bez obsługi. Ale sam hotel jest niezwykły jeżleli chodzi o styl, wystrój i widok – prosto na Altafjord. To jedno z naszych ulubionych miejsc na nocleg na trasie. Wieczorem, już tradycyjnie, siadamy sobie w jednym z okien w hotelu i piszemy relację z podróży. Tym razem jest podobnie z małym wyjątkiem. Ta automatyka, brak obsługi powoduje, że najmniejszy problem może okazać się całkiem sporym problemem. A jaki może spotkać turystę w hotelu? Na przykład zatrzaśnięte drzwi do pokoju, z kluczami właśnie w tym pokoju! Koszmar! No, ale po krótkiej rozmowie telefonicznej za 15 minut sytuacja jest opanowana. Przemiła pani wydostaje nas z opresji… Ot przygoda na trasie – hotelowa :)
Etap XVI
Aż się nie chce wyjeżdżać z hotelu. Królewskie śniadanie z widokiem na fjord zakończone poranną kawą i deserem, a właściwie deserami. Ale jechać trzeba, bo dzisiaj mamy do pokonania ponad 450 km. Nocujemy w Finlandii, więc zmienia się czas, o godzinę. Przed wyjazdem jeszcze tankowanie samochodu. Do pełna. Bardzo miły pan ze stacji benzynowej nie potrafi obsłużyć nas przy kasie. Okazuje się, że w dobie wspaniałej nowoczesności itankowanie może być problemem, zwłaszcza jak się chce za paliwo zapłacić gotówką. Okazuje się, że najpierw trzeba zostawić „depozyt” w kasie stacji, potem zatankować i odebrać resztę. To tak jak np. w USA. Nigdy czegoś takiego w Norwegii nie miałem w czasie tankowania paliwa, no ale po pandemii wszystkiego można się spodziwać. Zostawiam gotówkę w kasie, tankuje do pełna, wracam do kasy, a tu okazuje się, że reszty nie dostanę, bo według pana z obsługi za resztę też powinienem wlać paliwo…! Chyba pomysolał, że „gdzieś się zmieści”. Po krótkiej, ale konkretnej wymianie zdań – miałem również pomoc w postaci innej turystyki, która chciała zatankować swój samochód i widząc sytuację była przerażona, że może stracić dużo więcej kasy niż planuje podczas tankowania, udało się odzyskać resztę. Pan musiał zadzwonić do centrali, żeby ustalić jak ma tę resztę wydać… widać szkolenie, które przechodził w obsłudze kasy było tak nowoczesne, że obejmowało tylko płatności kartą (mogłem to zrobić, ale tym razem chciałem zwyczajnie zapłacić gotówką), lub innymi „ultranowoczesnymi” sposobami płątności: zegarkiem, paskiem do spodni, rękawiczką, lub np. nerką… Samochód zatankowany, to jedziemy.Szybko okazuje się że porannna temperatura – 8 stopni zaczyna spadać. Do tej pory nasza podróż zapowiadała się jako jedna z tych z najwyższymi temperaturami na trasie. Teraz mamy kolejne rekordy. Najpierw wyrównujemy dotychcasowe -11,5. Potem szybko dochodzimy do – 15. Taka tempeartura urzymuje się z małymi wahaniami przez chwilę, ale potem spada do -18, aż wrescie osiąga -20… Wraz z niską temperaturą pojawiają się coraz piękkniejsze zimowe widoki. Takie jakie lubimy podczas naszych podróży najbardziej. Wreszcie bariera i20 stopni zostaje przełamana i temperatura spada do rekordowych -26,5 stopnia. Przez następne 2 godziny oscyluje najczęściej w okolichach -24 stopni. Wszystko skrzy się wokół, bo śnieg i szron pokrywa nie tylko drzewa, ale również słupy, barierki i znaki drogowe. Poza tym pojawia się zachodzące słońce. Wyjechaliśmy z nocy polarnej i na krótki czas pjawia się świecąca prosto w oczy nasza gwiazda… Świeci naprawdę prosto w oczy przez wiele kilometrów, aż do Kautokeino. Tu mamy krótki postój na kawę. Temperatura – a jakże – 24 stopnie. Kolejny odcinek to podróż do granicy z Finlandją. Nic się nie zmieniło. Mróz podobny, słońce cały czas zachodzi i zajść nie może (bo gonimy dzień jadąc na południe). Kolory są niesamowite, bardzo charakterystyczny błękit, który spływa na śnieg pokrywający drzewa i drogę, i różowe niebo zachodzącego słońca. Nie potrzeba zorzy polarnej, żeby kolory były niemal bajkowe. Zatrzymujemy się na zdjęcia. Jest tak zimno, że z samochodu można wyjsć… bez kurtki! Bo nie wieje wiatr. Jest zupełna cisza. Wreszcie pojawia się granica. Tak oszroniona, że nie widać znaków informujących, że wjechaliśmy do Finlandii. Jedziemy do Enontekio, potem do Muoni. Tu robimy postój na kolację, a ptem dalej do Pello, na nasz nocleg. Droga główna, ale całkowicie pusta, przyjajmniej, jeżeli chodzi o samochody jadące w naszym kierunku. Wyprzedziliśmy tylko jedną ciężarówkę i nie spotkaliśmy żadnego innego samochodu przez ponad 100 km!. Dojeżdżamy do Pello i do naszego hotelu. Znowu meldowanie automatyczne. Hotel bez obsługi (choć przed pandemią takowa była). No i znowu przygoda. Wchodziny do pokojeu, zostawiamy bagaże, idziemy po następne do samochodu, wracamu i okazuje się, że nie można otworzyć drzwi. Klucz… przestał działać. Nie jakiś magnetyczny, a zwykły! No to trzeba mieć szczęście… Dzwonię pod podany przy rezerwacji numer. Przemiła pani nawet nie była tym zdziwiona… Kazała mi wejsć innym wejściem (tak klucz… zadziałał), obejść cały hotel i otworzyć drzwi od wewnątrz. Łatwe… Przy okazji uświadamiam sobie, że idę krętymi korytarzami hotelu zapalajac w nich oświetlenie i teraz już wiem, że jesteśmy w nim… sami. Wygląda to trochę jak w horrorze… no, ale sezon zimowy taki tu jest. Zwłaszcza teraz…
Idziemy spać. Cały hotel jest nasz. Przed hotelem na dużym parkingu stoi tylko nasz samochód...
Trails to Nordkapp 2023 - Etap VIII, IX, X, XI, XII, XIII
- Szczegóły
To kolejne wjazdy na Nordkapp. Tym razem pogoda nam sprzyja, tak jakby chciała nadrobić ten czas zarazy, kiedy nas w 2021 i 2022 roku tu nie było. To wcale nie zonacza, że sam podjazd jest łatwy. Wiatr i nawiewający śnieg na drogę wcale nie ułatwia jazdy. Poza tym świadomośc, że tuz za poboczem mamy bardzo radyklany miejscami koniec drogi w postaci uskoku, lub tuż za barierka przepaści dodaje emocji podczas podjazdów i zjazdów. Odwilż powoduje, że zamarzająca woda tworzy gołoledź. Czasm nawet kolce w oponach nie pomagaja i wyraźnie daje się odczuć, że samochód wpada w poślizg. Ale jesteśmy na Nordkapp w dzień (jeżeli noc polarna wogóle ma dzień) i w nocy. Robimy zdjęcia, takie jakie w tych warunkach się da...
18.01.2023
Etap VIII - 35 km
Etap IX - 42 km
Etap X - 35 km
Etap XI - 35 km
19.01.2023
Etap XII - 101 km
Tego dnia objechaliśmy wszystkie możliwe drogi na wyspie, odwiedzjając "stare śmieci"... Próbujemy też znaleźć zmiany jakie nastąpiły "po" zarazie... czasem są widoczne i smutny to widok...
Etap XIII - 36 km
Zdjęcia - Trails to Nordkapp 2023
Uwaga - błędy, literówki itp. pojawiające się w relacji wynikają z tego, że relacja pisana jest na żywo, szybko i bez realnej możliwości korekty i poprawienia błędów. :)
Trails to Nordkapp - Nordkapp zdobyty!
- Szczegóły
VI Etap
Próbujemy. Zobaczymy czy się uda. Ciekawe jaka jest sytuacja na drodze prowadzącej do szlabanu, jak będzie wyglądał konwój, ile będzie samochodów.
Zimowy wjazd na Norkdapp zawsze odbywa się w konwoju. Te ostatnie 13 kilometrów drogi, ze względu na bezpieczeństwo jest zamknięte zimą. Otwierane tylko w przypadku wjazdu na Nordkapp o określonej godzinie. Takie są trzy w ciągu dnia, oczywiście o ile warunki pogodowe pozwolą. Dwa w południe (w godzinnym odstępie) dla samochodów prywatnych i autokarów wiozących turystów ze statku. Potem jeszcze jeden, wieczorem. To dla tych, którzy chcą oglądać zorzę polarnę, lub po prostu doświadczyć niesamowittej scenerii drogi w czasie przejazdy w kompletnych ciemnościach rozświetlanych tylko swiatłami samochodów z kolumny konwoju.
Założyliśmy, że nie musimy się specjalnie nikogo pytać o sam konwój przed wyjazdem z naszego hotelu ponieważ są tylko dwie możliwości: konwój się odbędzie lub nie. Spakowaliśmy potrzebny sprzęt: kamery, aparaty fotograficzne i inną aparaturę pokładową. Ruszamy. Po naszym przyjeżdzie na wyspę daje się odczuć wyższa od zera temperatura. Zalegający wielkimi zaspami śnieg zaczyna się topić. Wszędzie jest mokro i ślisko. Ale nasza droga prowadząca w kierunku skrzyżowania w Skarsvag (to tam jest ten słynny szlaban) jest zaskakująco dobrze odśnieżona. Jedzie się naprawdę dobrze. Wiatr jest, ale nizbyt mocny, a śnieg nie zawiewa, bo jest odwilż. Wspinamy się do góry . Dopiero tu, na otwartej przestrzeni zaczyna mocniej wiać, a snieg przewiewa przez drogę. Widać tu odwilż jeszcze nie dotarła… Ale daje się jechać całkiem dobrze. Poza tym na drodze nie ma absolutnie żadnego samochodu. Nikogo. Nie widac nawet świateł samochodów z oddali. Jesteśmy zupełnie sami. Mijaja kolejne kilometry, a my zaczynamy snuć przypuszczenia ile to będzie samochodów w konwoju. Obstawiamy, że nie więcej niż trzy… Pojawia się wreszcie w oddali latarnia, która oświetla szlaban. Widzimy, że chyba nie ma jeszcze żadnego samochodu. Będziemy pierwsi. No, ale jest jeszcze 30 minut do samego konwoju.
Dojeżdżamy na miejsce i tu konsternacja… tak jak pisałem wcześniej są dwie możliwości: konwój się odbędzie, lub nie. Okazuje się, że pojawiła się jeszcze trzecia możliwość… szlaban jest otwarty!!! No tego to się nie spodziewaliśmy. Zakładaliśmy, że jak nie bezie konwoju, to po prostu po upływie godziny w której konwój rusza możemy spokojnie wrócić do hotelu. Jak konwój jest, to wjeżdżamy na Nordkapp. Ale co zrobić, jak droga jest… przejezdna!? Nie, to wcale nie jest śmieszne. Poprostu wiemy, że tam, w górze warunki na dordze mogą być bardzo różne, zmieniac się co chwilę. Teraz, zimą, bo latem ten problem (ze szlabanem) w ogóle nie występuje. Staneliśmy przed szlabanem i zastanawiamy się co robić. Bo niby wszystko jest w porządku, znaki mówią wyraźnie, że możemy tam wjechać. Nie ma żadnego zakazu! Ale co będzie, jak przekroszymy granicą wytyczoną przez szlaban, wjedziemy te 13 kilometrów na górę, a szlaban się zamknie?! Bo przecież ktoś mógł się pomylić, popełnić błąd. Szlaban zamykany zdlanie mógł się zepsć… Rozważamy najpierw wszystkie negatywne opcje, które nie zachęcają do wjazdu. Oczywiście jest jeszcze jedno wyjście, po prostu zadzownić do służb drogowych i zapytać o tę sytuację. Tak też robimy. Bardzo miła pani informuje nas, że owszem szlaban zimą jest z reguły zamknięty, ale teraz jest… otwarty i możemy jechać! Upewniam się jeszcze raz. TAK – możemy jechać. Gdyby było coś nie tak to do mnie oddzwoni. W każdym razie szlaban się nie zamknie za nami.
No dobrze, to… jedziemy. Jeszcze kilka zdjęć i w drogę. No włąśnie, droga była odśnieżona idealnie! Żadnych zasp, zwałów sniegu, żadnego nawiewanego śniegu. Poprostu idealnie odśnieżona dorga. No, ale mimo tego wjeżdżając bez konwoju czujemy się jakośc dziwnie. Wokół samochodu jest kompletnie ciemno… Ciekawe jak będzie tam a górze? Czy tam jest obsługa w Nordkapphallen? Nie wydaje się nam. To by oznaczało, że jak wjedziemy na końcowy parking, to będziemy kompletnie sami na płaskowyżu zakończonego ponad 300 metrowym klifem. Może bez żadnego oświetlenia, w kompletnych ciemnościach?!
Kilometry mijaja powoli, ale wrescie docieramy na miejsce. Wszystko jest odśnieżone, a na parkingu stoją 4 samochody. Poza tym Nordkapphallen jest zamknięta. Gdzieś w niewielkich oknach budowli widać światło, ale na pewno wszystko jest zamknięte. Stajemy na parkingu. Ubieramy się, zabieramy aparat i postanawiamy podejść do Globusa na zdjęcie, a potem odwrót.
Po wyjściu z naszego samochodu, jak już zgasło oświetlenie wewnątrz, widzimy, że w tych stojących samochodach ktoś siedzi. W zupełnych ciemnościach…. To znaczy nie widać sylwetek ludzkich, ale niewielkie oświetlenie wewnątrz samochodów, które każe nam zakładać, że tam są ludzie. Jednak my postanawiamy zrobić to co zakładaliśmy. Idziemy pod Globus. Sesja zdjęciowo – filmowa. W zupełnych ciemnościach, bez statywu. Jak się uda… Udaje się, chyba, bo nie mamy ochoty wszystkiego dokładnie ustawiać i sprawdzać. Któreś ze zdjeć musi wyjść w mairę dobrze. Ten pośpiech jest oczywiście spowodowany wiejącym wiatrem i zimnem. Podchodząc do Globusa widzę w śniegu jakieś czerwone światło. Takie małe, ledwo widoczne, ale wyraźne. Sprawdzam co to może być. Z ciemności wyłania się jakieś niewielkie urządzenie z którego to światło się wydobywa. Wygląda na drona, ale podchodząc bliżej okazuje się, że są to jakieś kamery na statywie. Nie wiem,c zy zostawione celowo, czy… no sam nie wiem. Nikogo tu przecież nie ma… chyba?
Rozglądamy się po niebie. Jest bezchmurne, a to co wygląda na chmurę szuvko okazuje się zorzą polarnę. Zielona kutyna zorzy przesłania niebo w kierunku Bieguna Północnego. Kręce film i robimy zdjęcia.
Po tym wszystkim wracamy do samochodu. Nawet tak bardzo nie zmarzliśmy. Bardziej udzielają się emocje, że jesteśmy tu kompletnie sami. Nie licząc tych samochodów, które tam stoją na parkingu i tej kamery/kamer, które znalazły się ie wiadomo skąd niedaleko Globusa.
Zapewne jaiś turysta kręcił film, lub robił nocne zdjęcia….
NORDKAPP ZDOBYTY!
VII Etap
Ruszamy w dół. To kolejny etap. Dlaczego tak? Ponieważ wjazd i zjazd z Nordkapp`u przedzielony jest długim postojem (w założeniu), który jest przeznaczony na zwiedzanie, a sam Nordkapp głównym celem przejazdu samochodem.
Droga w dół mija całkiem szybko. Jesteśmy ciekawi, czy szlaban będzie otwarty. Ale ta ciekawość nie jest już podsycana nerwami, bo przecież tam ba górze są samochody, więc zapewne będzie otwarty. Tak jest w istocie. Jedziemy prosto do Honningsvag, bez żadnych dodatkowych postojów. Dziiaj głównym celem był Nordkapp. I udało się!
Uwaga - błędy, literówki itp. pojawiające się w relacji wynikają z tego, że relacja pisana jest na żywo, szybko i bez realnej możliwości korekty i poprawienia błędów. :)
Trails to Nordkapp 2023 - V Etap
- Szczegóły
V Etap
Wieczorem była odwilż, ale za to rano mróz. Minus 6 stopni, bez wiatru. Jest piękna pogoda. Ostatni zachód słońca mieliśmy wczoraj, a teraz przez kilka dni będziemy doświadczali nocy polarnej. Ale to nie oznacza, że będzie kompletnie ciemno. W ciągu dnia jest całkiem widno, bo słońce jest tuż pod horyzontem. Pakujemy bagaże do samochodu, odśnieżanie i ruszamy. Najpierw musimy dojechać do graniczy z Norwegią. Tam planujemy zatrzymać się na krótko, żeby zjeść śniadanie. Ale po dojeździe okazuje się, że restauracja jest nieczynna. Niestety, po zarazie, która opanowała świat musimy być przygotowani na takie niespodzianki. Bierzemy takie sytuacje pod uwagę. Co robić? Ruszamy dalej. Przekraczamy granicę z Norwegią, na szczesście bez żadnych ograniczeń związanych z kontrolą, zarazą itp. Po prostu przejeżdżamy przez granicę jak dawniej… Niespełna 20 kilometrów dzieli nas od Karasjok, gdzie zatankujemy samochód. Po drodze mamy dwie niespodzianki. Nagle, tuż przy krawędzi drogi wypatrzyłem dwa łosie, które uważnie nam się przyglądały. Zatrzymaliśmy się i wyszedłem z aparatem zrobić zdjęcia. Pozowały aż do momentu, kiedy się odwróciłem. Wtedy stwierdziły zapewne, że to już koniec sesji zdjęciowej i uciekły do lasu… Po kilku kilometrach kolejne dwa łosie. Wyglądają dokładnie tak samo jak te pierwsze! Tym razem salwowały się ucieczką po stromym zboczu. Czyli do tej pory nie widzelismy żadnego renifera, ale za to 4 łosie! To niezwykle. Dojeżdżamy do Karasjok. Tankowanie i śniadanie. Temperatura utrzymuje się na poziomie minus kilka stopni cały czas. Wyjeżdżamy z Karasjok w kierunku Lakselv. To droga przez Wyżynę Lapońską z przepięknym zimowym krajobrazem. Temperatura spada do rekordowych -11,5 stopnia. Chyba będzie to nasza najcieplejsza zimowa podróż po Północy. Zatrzymujemy się na krótką sesję zdjęciową. Potem, pod koniec tego odcinka drogi pojawiają się renifery, nadrabiając dystans do łosi.
Z Lakselv jedziemy bezpośrednio do Olderfjord. Tam mamy ostatni planowany postój przed dojazdem na wyspę Mageroya. Kawa i wafle są tu obowiązkowe! :) Potem już tylko droga na wyspę. Ale za to jaka!? Po prawej fiord Pornanger, a po lewej skały. Mijamy nowy tunel, ma zastąpić dotychczasowy 3 kilometrowy, który ja nazywam „brudnym tunelem” ze względu na ściekająca w nim brudną wodę. Wreszcie pojawia się ten najważniejszy – Nordkapptunnelen. Przejeżdżamy nim notując najwyższą temperaturę na trasie +5,5 stopnia. Wyspa. Wreszcie, po 3 latach mamy okazję pojawić się ponownie na Mageroya. Jeszcze kilkanaście minut i dojeżdżamy do naszego noclegu. Wróciliśmy do miejsca, gdzie spałem na swojej pierwszej wyprawie Fiatem 126p…
Ale to nie koniec. Dzisiaj pierwsza próba wjazdu w konwoju na Nordkapp. Jedziemy wieczorem (choć w istocie mamy noc polarną cały czas). Zobaczymy czy się uda...
PS.
Po dokładnym sprawdzeniu urządzń rejestrujących okazało się, że łosia numer 3 i 4 jako pierwsza zauważyła Basia... :)
Zdjęcia z całego dnia pojawią się wkrótce... (po etapie VI i VII)
Uwaga - błędy, literówki itp. pojawiające się w relacji wynikają z tego, że relacja pisana jest na żywo, szybko i bez realnej możliwości korekty i poprawienia błędów. :)
Trails to Nordkapp 2023 - III i IV etap
- Szczegóły
III Etap
Kolejny etap zapowiada się… deszczowo. Mamy odwilż, wszędzie leje się woda i jest bardzo ślisko. Śnieg się nie roztopił i nie roztopi do końca zimy. Jest go po prostu zbyt dużo. Ale dodatnia temperatura robi swoje… Okazuje się, że wczorajsze warunki na drodze naprawdę były trudne. Zamieć śnieżna, wiatr i dodatnia temperatura to nie najlepsza mieszanka. Teraz mamy gołoledź. Mając to na uwadze ruszamy do trzeciego etapu. Sam etap jest bardzo krótki, zaledwie 49 km. Ale za to meta etapu to Wioska Świętego Mikołaja. Jesteśmy bardzo ciekawi jak się zmieniła po zarazie. Dojeżdżamy na miejsce po godzinie od startu. Z pozoru wszystko wygląda tu po staremu. Tylko samochodów na parkingu jakoś dużo. Od razu, po zaparkowaniu samochodu idziemy na spotkanie ze Swiętym Mikołajem. Od razu zauważamy różnice… Jest jakoś spokojniej, mniej ludzi, zdecydowanie mniej. Po wejściu do Pałacu Świętego Mikołaja powoli dają zauważac się różnice… W sklepie z pamiątkami zdecydowanie mniej ludzi, al przeciez mamy zimę, okres kiedy tu z różnym powodów (u nas np. są ferie zimowe) przyjeżdza masa ludzi… Ale może nie ilośc a jakość powinna mieć znaczenie? W turystyce również. Korytarz prowadzący do Swiętego Mikołaj zmienił się… Jest po prostu inny, inaczej udekorowany, jakby… prostszy. Dalej już przy samym wejściu jest podobnie jak było dawniej. Czekamy w niewielkiej kolejce na spotkanie. Elf zaprasza kolejnych chętnych. Spotkania keljenych osób z Mikołajem wydają się jakby dłuższe niż do tej pory. Wreszcie nasza kolej. Po wejściu do środka od razu jesteśmy rozpoznani przez Świętego Mikołaja! To bardzo miłe. Siadamy obok i rozmawiamy. Przekazujemy Świętemu Mikołajowi listy, które napisały dzieci ze szkół współpracujących z naszym Stowarzyszeniem Koło Polarne. Przywieźliśmy w sumie 196 listów od dzieci z Zespołu Oświatowego w Garczynie, gdzie działa Koło Polarne nr 2 – Polarne Strusie, ze Szkoły Podstawowej w Wysinie gdzie działa Koło Polarne nr 6 – Wysińskie Lemingi, od dzieci z Kościerzyny i z Zespołu Szkół w Borowym Młynie gdzie działa Koło Polarne nr 1 – Śnieżna Gwiazda. Listy zostały przekazane, a my odbieramy pamiątkowe zdjęcia i film ze spotkania! No to teraz czas na spacer po wiosce i obiad… Po nim kolejny etap, znacznie dłuższy….
IV Etap
Startujemy z Wisoki Świętego Mikołaja Autostradą Arktyczną, która zaprowadzi nas do noclegu w bardzo tajemniczym miejsu. Ale najpierw trzeba tam dojechać. Odwilż powoduje, że pierwsze kilometry naszej trasy nie przypominają w żadnym przypadku poprzednich wyjazdów… drzewa nie są pokryte śniegiem, wyglądają bardzo ponuro. Co prawda śnieg leży wokół, ale jest mokry i brudny… Temperatura przez bardzo długi czas utrzymuje się na poziomie 0 stopni. Ale wraz z upływającymi kilometrami śniegu jakby więcej, a temperatura ustala się na około – 2 stopnie. Wreszcie mamy prawdziwą zimę, taką bajkową, fińską… W Sodankyla robimy krótki postój, a potem dalej na północ. Po drodze nie możemy odmówić sobie wjazdu na górę Kaunispaa, żeby podziwiać niesamowitą scenerię, gdzie śnieg pokrywa wszystko co się da, oblepia ściany budynku restauracji, która się tam mieści. Tak jest również teraz, ale zamiast kolorowego ośiwtlenia budynku zastajemy tam ciemność. Podświetlony jest tylko wyciąg narciarski. Smutny to widok. Tylko wiatr się nie zmienił od dawnych czasów. Wieje ile się da… Jest przenikliwie zimno. Pomimo ciemości robimy zdjęcia i szybko uciekamy z tego bieguna zimna. Dalej główna dorga prowadzi przez Ivalo i Inarri, a potem do Kaamanen> Skręcamy do granicy z Norwegią. To jedna z najbardziej niezwykłych dróg w całej Skandynawii, zwłaszcza zimą. 70 kilometrów całkowitego pustkowia. Ale właśnie na tej drodze, gdzieś pomiędzy jednym pustkowiem i drugim my znajdujemy nasz nocleg. Śpimy z dala od jakiejkolwiek osady. Otoczeni skarłowaciałym lasem, wzgórzami i dolinami w których nikt nie mieszka…
Uwaga - błędy, literówki itp. pojawiające się w relacji wynikają z tego, że relacja pisana jest na żywo, szybko i bez realnej możliwości korekty i poprawienia błędów. :)
Trails to Nordkapp 2023 - II etap
- Szczegóły
II etap
Kolejny etap, który składał się w większości na jazdę wzdłuż wybrzeża morskiego Szwecji. Główna droga, prosta, więc zapowiadała się dosyć monotonna jazda składająca się głównie z pokonywania kilometrów, i postojami na tankowanie i jedzenie. Tak się zapowiadało, ale było zgoła inaczej. Śnieg, który pojawił się dzień wcześniej, już na dobre zdominował krajobraz. Jeszcze podczas startu, na parkingu pod hotelem zwały śniegu dwa razy wyższe od naszego samochodu zapowiadały prawdziwą zimę. Odśnieżanie samochodu mysieliśmy zrobić dwukrotnie. Najpierw, żeby dostać się do środka i spakować bagaż, a potem drugi raz, po kilkunastu minutach, jak byliśmy gotowi do jazdy. Cały czas sypie i zawiewa. Wiatr nie jest mocny, ale daje się odczuć. Jak by nie było, jesteśmy nad morzem. Z naszego hotelu jest zaledwie kilkaset metrów do wody… Ruszamy o godzinie 10:06. Mamy do pokonania ponad 600 km, a na koniec jest jeszcze zmiana czasu. Dzisiaj wjeżdżamy do Finlandii, więc „ubędzie” nam 1 godzina z tej doby. Temperatura na zewnątrz to około minus 2 stopnie. Wyjazd na trasę jest bardzo łatwy, wystarczy dojechac do najbliższego skrzyżowania i… już. Ale już na parkingu nasz samochód daje znać o sobie. Pomimo dokładnego odśnieżenia, bardzo szybko zasypuje go padający śnieg. Włączają się wszystkie alarmy z czujnikami mówiącymi o zbliżaniu się do przeszkody… choć żadnej nie było, poza śniegiem, który zakrył wspomnianie czujniki. Na szczęście dyskretny dźwięk sygnału ostrzegawczego (podobnego do syreny okrętowej) milknie. Dojeżdżamy do świateł, jesteśmy sami na skrzyżowaniu, a czujniki znowu wyją… za chwilę cisza, ruszamy na zielonym. Po kilku kilometrach, już na głównej drodze włączają się następne komunikaty, mówiące, że nie działają wspomniane czujniki, bo są… zabrudzone i nie działa kamera cofania, bo też ją zakrył śnieg. No ładnie się zapowiada jazda. Poza tym przednia szyba nie chce odparować, bo zawiewający śnieg chłodzi ją od zewnątrz, a nawiew nie daje rady. Trzeba użyć maksymalnej mocy nawiewu, wtedy mamy wrażenie, że siedzimy przy wylocie silnika odrzutowego… Po kilkudziesięci minutach samochód powoli dochodzi do siebie w kontekście przedniej szyby, choć dalej jest na brzegach zaparowana, ale powoli sytuacja się normalizuje.
Jedziemy pierwszego tankowania. W samo południe tankujemy paliwo po 19,90 za litr. To nasz cenowy rekord ze wszystkich wypraw do Skandynawii. Ale to dopiero początek podróży. Kawa i ruszamy dalej. Komunikaty za chwilę ponownie dają sięwe znaki. Trzeba cierpliwie wszystkie wykasować, albo… nie jechać w takich warunkach i poczekac do wiosny. Zastanawiam się, jak wyglądają i co myślą ludzie, którzy w latach 20` XXI wieku projektują samochody… i czy w ogóle są kierowcami, czy np. dojeżdżają do pracy na rowerach?
Zaczyna się. Najpierw trochę większy wiatr zaczyna zawiewać na drogę śnieg, potem coraz większe opady (choć snieg pada od naszego startu cały czas). Mamy regularną śnieżycę. Temperatura na zewnątrz zaczyna się zmieniać, od -2 do plus 1, a potem jest -5… i tak w kółko. Robi się już ciemno, więc warunki są naprawdę trudne. Pługi, które odśnieżały drogi w miastach, na odcinkach poza nimi, a te są bardzo długie, znikają całkowicie. Mamy niedśnieżona drogę, jazdję w koleinach i przeskakiwanie, niczym narciaż biegowy w stylu klasycznym, z toru na tor. Ale jazda odbywa się w kolumnie. Jedziemy za ciężarówką w tempie 50 – 60 km/h… A przeciez to doiero początek podróży, ledwie przejechaliśmy 100 km… Jest coraz gorzej, miejscami widocznośc spada do zera, zwłaszcza jak mijamy jadącą z naprzeciwka ciężarówkę. Kilka razy samochód przed nami całkowicie się zatrzymał (i to na głównej drodze!) ponieważ nie było żadnej widoczności… Kolemna samochodów zdaje się nie mieć końca. Temepratura zaczyna spadać do rekordowych na naszej trasie – 8 stopni. Myśleliśmy, że mróz spowoduje, że warunki się polepszą, ale nic z tego… Wieje, zawiewa, pada śnieg. Mokry śnieg, który oblepił nasz samochód całkowicie z przodu i z tyłu. Zresztą nie tylko nasz. Wszystkie samochody wyglądaja tak samo. Niemal nie widać tylnych świuateł jadącego przed nami. Zapewne tył naszego samochodu wygląda tak samo. Ale nie ma gdzie się zatrzymać. Główna droga to jeden pas ruchu, a z boku barierki. Co kilkanaście kilometró pojawiają się pasy do wyprzedzania, ale są niedośnieżone i szaleństwem by było zjechać na inny pas ruchu, niż rynna z kolein wytyczona przez samochody przed nami. Parkingi są zasypane śniegiem i widać, że nikt nie miał i nie ma zamiaru z nich korzystać. Musimy jechać w tym nieformalnym konwoju. Ten fragment drogi prowadzi prze zpstkowie i nawet nie ma stacji benzynowej, żeby zrobić postój. Dopiero po 4 godzinach jazdy zatrzymujemy się. Obiad. Ale najpierw odśnieżamy naszego bałwanka, tzn. samochód:) Śnieg udaje się zwalić z dachu (tak, pomimo jazdy dach był pokryty skorupą zamarzniętego śniegu). Ale już przedni i tylny zderzak to sam lód. Samochód wygłuzył się o jakieś 30 – 40 cm…! Może sam odpadnie, jak będzie stał na parkingu? Idziemy jeść. Po obiedzie okazało się, że nie odpadł. Trzeba było mu pomóc. Teraz kolejny odcinek jazdy, odjeżdzamy od wybrzeża kierując się tarsą E10 w kierunku… Norwegii, ale potem zjeżdżamy na drogę boczną prowadzącą do granicy z Finlandią. Zwały śniegu dalej pokrywają drogę. Dojeżdzamy na gfranicę. Postój na tankowanie i kawę. Teraz 2 kilometry, przejazd przez most i już jesteśmy w Finlandii. Ustał ruch samochodów. Do naszego noclegu prowadzą boczne drogi, które przecinają lasy i tylko lasy. Parktycznie nie ma zabudowań. Na odcinku ponad 100 km mijamy zaledwie kilka samochodów jadących z przeciwka. W naszym kierunku nie podróżuje nikt… Wreszcie pojawia się nasz nocleg. Ośiwtlony wjazd i dojazd do naszego domu położonego w głębi lasu, jak pósźniej się okazało, nad jeziorem. Poza jednym samochodem, który stał nieopodal, przy innym domku zdaje się, że nia ma tu nikogo. Klucze czekają na nas w schowku, domek jest nagrzany, a sauna gotowa do użytku. Czas na nocleg. Jutro spotkanie ze Swiętym Mikołajem :)