Dojazd
Po pakowaniu, które zajęło trochę czasu powstało 6 bagaży, które zawierają, poza rzeczami osobistymi: kamery, aparat fotograficzny, statyw, komputer, wszelkiego rodzaju ładowarki i karty pamięci, dyski, dokumenty związane z podróżą, upominek, sprzęt do montowania wymienionego wcześniej sprzętu oraz listy. Listy do swiętego Mikołaja, które napisali uczniowie szkół, które odwiedziliśmy tuż przed Świętami Bożego Narodzenia. To wszystko razem dało następujący wynik: 15,00 + 4,30 + 0,95 + 10,50 + 3,45+ 2,05 = 36,25 kg. Powinno wystarczyć na niemal 2 tygodnie podróży.
Samochód spakowany i wreszcie ruszamy. Jest godzina 16:13. Do pokonania mamy dystans 94 km. Jedziemy na lotnisko w Gdańsku, skąd następnego dnia, rano wylatujemy samolotem w kierunku Sztokholmu. Pogoda wiosenna, przypomina trochę deszczowy dzień gdzieś w północnej Norwegii. Kilka stopni ciepła i ciężkie chmury. Temperatura plus 5...7 stopni i brak wiatru. Wiosna.
Jedziemy najkrótszą drogą na lotnisko, dojeżdzamy na parking i meldujemy się w hotelu. Jest godzina 17:56. Pierwszy odcinek pokonany – 94 km.
Teraz czas na spacer, odpoczynek i jutro zaczynamy…
Przelot
Pobudka o 4:40… Na szczęście na lotnisko mamy tylko krótki spacer z hotelu. Jakieś 400 – 500 metrów… Odprawa zaczyna się o godzinie 6:15, więc cierpliwie czekamy. Zawsze powtarzam, że podróżowanie uczy cierpliwości i czekania, a często właśnie polega na czekaniu. Odprawa i kontrola bezpieczeństwa na lotnisku była naprawdę sprawna. Nie pamiętam, żeby tak spokojnie i bez pośpiechu to wszystko mogło się odbywać. Ale pasażerów tym razem nie było zbyt wielu. No bo kto by chciał lecieć zimą na północ, do jeszcze większej zimy?
Śniadanie na lotnisku, wypełniło w większości czas oczekiwania na nasz lot. Potem odprawa, możemy odprawić się w pierwszej kolejności :) i znowu czekanie. Tym razem na wejście do samolotu. Współpasażerów jakby przybyło… No i wreszcie możemy usiąś na naszych miejscach w samolocie. Szybko okazuje się, że złudą było myyślenie, że w samolocie będzie dużo wolnych miejsc. Jest dokładnie odwrotnie. Chyba wszystkie są zajęte. Lecimy, jest pochmurno przez cały lot, nie widać choćby fragmentu lądu i naszego Bałtyku z okna samolotu. Wreszcie czas na lądowanie. W Sztokholmie bez śniegu i pada deszcz… taka nieskandynawska zima. No i teraz szukamy naszego samochodu. Najpierw krótki spacer po wszystkich terminalach Arlandy. To chyba ze dwa kilometru marszu:), a potem jazda autobusem. I wreszcie jest. Miał być Peugeot, ale my tym razem wybraliśmy białego Mercedesa. Automatyczna skrzynia biegów, silnik z turbodoładowaniem i najważniejsze – opony zimowe z kolcami, a w bagażniku komplet łańcuchów. Teraz pakowanie. Raczej szybko, bo… pada deszcz i robi się nieprzyjemnie zimno. No, ale trzeba nasz samochód wyposażyć w aparaturę pomiarową, czyli słynny z dokonywanych, bardzo precyzyjnych pomairów, termomentr. Umieszczamy go zawsze w takiej samej konfiguracji, w każdym z samochodów, którym podróżuyjemy. Mierzy temperaturę na zewnątrz i wewnątrz samochodu. Mamy jeszcze do dyspozycji 3 GPS… Dwa nasze i jeden mercedesowski. Ale te nasze wydają się dokładniejsze. Używamy jednego :) No i 4 aparaty fotograficzne i 5 kamer filmowych… Statyw i jeszcze kilka innych rzeczy. Na wszystko przyjdzie czas wszystko we właściwej kolejności…
I etap
Ruszamy dokładnie o godzinie 10:58. Ten etap jest prosty, niemal dosłownie. Jedziemy główną drogą prowadzącą wzdłuż wybrzeża Bałtyku na północ Szwecji do granicy z Finlandią. Oczywiście tak daleko dzisiaj nie mamy zamiaru dojechać. Nasz etap będzie liczył około 500 km. Jedziemy cały czas głównym szlakiem, drogą E4. Nie ma potrzeby nigdzie zjeżdżać. Mijamy Uppsalę. Jakieś 100 km od startu padający deszcz zamienia się w deszcz ze śniegiem. Jest szaro, ponuro i brudno… Za chwilę zaczyna padać śnieg. To pierwsza oznaka zimy na trasie. Ale do tej prawdziwej, bajkowej zimy jaką zawsze mamy okazję widzieć na północy jest jeszcze daleko… Drzewa pokrywa śnieżny puch, ale temperatura zaczyna powoli spadać. Z początkowych 6 stopni ciepła przez jakiś czas ustala się w okolicach 1 stopnia. Po drodze robimy pierwszy postój, na obiad. Mam też nadzieję, że eko-technika XXI wieku odzyska wigor po naszym postoju. Podczas pierwszego opadu śniegu w samochodzie przestał działać czujnik mierzący odległości do czegoś tam przed, za i z boku samochodu… Poprostu śnieg go… zakleił. Okazało się, że wystarczy zwykła miotła, a dokładniej szczotka. Mam nadzieję, że w Laponii nie będzie takich problemów, bo tam naprawdę pada dużo sniegu… Jedziemy dalej. Sniegu coraz więcej. W okolicach Sundsvall mamy już regularną zimę. Notujemy pierwsze rokordy zimna. Na razie jest to skoromne – 6,5 stopnia. Wreszcze dojeżdzamy do naszego hotelu. Śpimy w centrum Örnsköldsvik. Teraz czas na krótki spacer, napisanie relacji i odpoczynek. Pierwsze 505 km trasy za nami. Jutro nocujemy już w Finlandii…
Zdjęcia - Trails to Nordkapp 2023