II etap

Kolejny etap, który składał się w większości na jazdę wzdłuż wybrzeża morskiego Szwecji. Główna droga, prosta, więc zapowiadała się dosyć monotonna jazda składająca się głównie z pokonywania kilometrów, i postojami na tankowanie i jedzenie. Tak się zapowiadało, ale było zgoła inaczej. Śnieg, który pojawił się dzień wcześniej, już na dobre zdominował krajobraz. Jeszcze podczas startu, na parkingu pod hotelem zwały śniegu dwa razy wyższe od naszego samochodu zapowiadały prawdziwą zimę. Odśnieżanie samochodu mysieliśmy zrobić dwukrotnie. Najpierw, żeby dostać się do środka i spakować bagaż, a potem drugi raz, po kilkunastu minutach, jak byliśmy gotowi do jazdy. Cały czas sypie i zawiewa. Wiatr nie jest mocny, ale daje się odczuć. Jak by nie było, jesteśmy nad morzem. Z naszego hotelu jest zaledwie kilkaset metrów do wody… Ruszamy o godzinie 10:06. Mamy do pokonania ponad 600 km, a na koniec jest jeszcze zmiana czasu. Dzisiaj wjeżdżamy do Finlandii, więc „ubędzie” nam 1 godzina z tej doby. Temperatura na zewnątrz to około minus 2 stopnie. Wyjazd na trasę jest bardzo łatwy, wystarczy dojechac do najbliższego skrzyżowania i… już. Ale już na parkingu nasz samochód daje znać o sobie. Pomimo dokładnego odśnieżenia, bardzo szybko zasypuje go padający śnieg. Włączają się wszystkie alarmy z czujnikami mówiącymi o zbliżaniu się do przeszkody… choć żadnej nie było, poza śniegiem, który zakrył wspomnianie czujniki. Na szczęście dyskretny dźwięk sygnału ostrzegawczego (podobnego do syreny okrętowej) milknie. Dojeżdżamy do świateł, jesteśmy sami na skrzyżowaniu, a czujniki znowu wyją… za chwilę cisza, ruszamy na zielonym. Po kilku kilometrach, już na głównej drodze włączają się następne komunikaty, mówiące, że nie działają wspomniane czujniki, bo są… zabrudzone i nie działa kamera cofania, bo też ją zakrył śnieg. No ładnie się zapowiada jazda. Poza tym przednia szyba nie chce odparować, bo zawiewający śnieg chłodzi ją od zewnątrz, a nawiew nie daje rady. Trzeba użyć maksymalnej mocy nawiewu, wtedy mamy wrażenie, że siedzimy przy wylocie silnika odrzutowego… Po kilkudziesięci minutach samochód powoli dochodzi do siebie w kontekście przedniej szyby, choć dalej jest na brzegach zaparowana, ale powoli sytuacja się normalizuje.

Jedziemy pierwszego tankowania. W samo południe tankujemy paliwo po 19,90 za litr. To nasz cenowy rekord ze wszystkich wypraw do Skandynawii. Ale to dopiero początek podróży. Kawa i ruszamy dalej. Komunikaty za chwilę ponownie dają sięwe znaki. Trzeba cierpliwie wszystkie wykasować, albo… nie jechać w takich warunkach i poczekac do wiosny. Zastanawiam się, jak wyglądają i co myślą ludzie, którzy w latach 20` XXI wieku projektują samochody… i czy w ogóle są kierowcami, czy np. dojeżdżają do pracy na rowerach?

Zaczyna się. Najpierw trochę większy wiatr zaczyna zawiewać na drogę śnieg, potem coraz większe opady (choć snieg pada od naszego startu cały czas). Mamy regularną śnieżycę. Temperatura na zewnątrz zaczyna się zmieniać, od -2 do plus 1, a potem jest -5… i tak w kółko. Robi się już ciemno, więc warunki są naprawdę trudne. Pługi, które odśnieżały drogi w miastach, na odcinkach poza nimi, a te są bardzo długie, znikają całkowicie. Mamy niedśnieżona drogę, jazdję w koleinach i przeskakiwanie, niczym narciaż biegowy w stylu klasycznym, z toru na tor. Ale jazda odbywa się w kolumnie. Jedziemy za ciężarówką w tempie 50 – 60 km/h… A przeciez to doiero początek podróży, ledwie przejechaliśmy 100 km… Jest coraz gorzej, miejscami widocznośc spada do zera, zwłaszcza jak mijamy jadącą z naprzeciwka ciężarówkę. Kilka razy samochód przed nami całkowicie się zatrzymał (i to na głównej drodze!) ponieważ nie było żadnej widoczności… Kolemna samochodów zdaje się nie mieć końca. Temepratura zaczyna spadać do rekordowych na naszej trasie – 8 stopni. Myśleliśmy, że mróz spowoduje, że warunki się polepszą, ale nic z tego… Wieje, zawiewa, pada śnieg. Mokry śnieg, który oblepił nasz samochód całkowicie z przodu i z tyłu. Zresztą nie tylko nasz. Wszystkie samochody wyglądaja tak samo. Niemal nie widać tylnych świuateł jadącego przed nami. Zapewne tył naszego samochodu wygląda tak samo. Ale nie ma gdzie się zatrzymać. Główna droga to jeden pas ruchu, a z boku barierki. Co kilkanaście kilometró pojawiają się pasy do wyprzedzania, ale są niedośnieżone i szaleństwem by było zjechać na inny pas ruchu, niż rynna z kolein wytyczona przez samochody przed nami. Parkingi są zasypane śniegiem i widać, że nikt nie miał i nie ma zamiaru z nich korzystać. Musimy jechać w tym nieformalnym konwoju. Ten fragment drogi prowadzi prze zpstkowie i nawet nie ma stacji benzynowej, żeby zrobić postój. Dopiero po 4 godzinach jazdy zatrzymujemy się. Obiad. Ale najpierw odśnieżamy naszego bałwanka, tzn. samochód:) Śnieg udaje się zwalić z dachu (tak, pomimo jazdy dach był pokryty skorupą zamarzniętego śniegu). Ale już przedni i tylny zderzak to sam lód. Samochód wygłuzył się o jakieś 30 – 40 cm…! Może sam odpadnie, jak będzie stał na parkingu? Idziemy jeść. Po obiedzie okazało się, że nie odpadł. Trzeba było mu pomóc. Teraz kolejny odcinek jazdy, odjeżdzamy od wybrzeża kierując się tarsą E10 w kierunku… Norwegii, ale potem zjeżdżamy na drogę boczną prowadzącą do granicy z Finlandią. Zwały śniegu dalej pokrywają drogę. Dojeżdzamy na gfranicę. Postój na tankowanie i kawę. Teraz 2 kilometry, przejazd przez most i już jesteśmy w Finlandii. Ustał ruch samochodów. Do naszego noclegu prowadzą boczne drogi, które przecinają lasy i tylko lasy. Parktycznie nie ma zabudowań. Na odcinku ponad 100 km mijamy zaledwie kilka samochodów jadących z przeciwka. W naszym kierunku nie podróżuje nikt… Wreszcie pojawia się nasz nocleg. Ośiwtlony wjazd i dojazd do naszego domu położonego w głębi lasu, jak pósźniej się okazało, nad jeziorem. Poza jednym samochodem, który stał nieopodal, przy innym domku zdaje się, że nia ma tu nikogo. Klucze czekają na nas w schowku, domek jest nagrzany, a sauna gotowa do użytku. Czas na nocleg. Jutro spotkanie ze Swiętym Mikołajem :)

Zdjęcia - Trails to Nordkapp 2023